Gdy chcesz się zbijać, a nie wychodzi.
Opowiem Wam historie rodzonego hejtu. Pracuje w korporacji.
Pewnego słonecznego dnia wyszłam przed budynek pooddychać świeżym powietrzem.
Przed moim biurowcem stało kilkunastu motocyklistów przy swoich Harleyach
Davidsonach. Hełmy (!) zamiast kasków, ciemne okulary, skórzane kurtki/kamizelki,
czachy i skrzydła na plecach, brody z warkoczykami niczym wikingowie. Zrobiłam
zdjęcia z ukrycia na snapa, świetny widok, super hałas, normalnie gang nie z
tej ziemi, trzeba uwiecznić i przesłać dalej, że niby ja wiem kto to jest.
Po kilku dniach pojechałam do mojego rodzinnego domu.
Przypomniało mi się co widziałam kilka dni wcześniej, więc się zbijam z rodziciela:
Przypomniało mi się co widziałam kilka dni wcześniej, więc się zbijam z rodziciela:
Ja: Tato! Widziałam amerykański gang pod moją pracą.
T: Tak? Pod Twoją pracą byli nawet?
Ja: (zadowolona, że wierzy, ale coś mi nie pasuje) no tak!
Czachy na plecach, skóra, Harleye (dokładny opis)…
T: Bo właśnie mówili w telewizji, że będą przejeżdżać przez
Europę na ślub kolegi.
Ja: Ślub kolegi? (Zbita z tropu) Ale kto?
T: No ten amerykański gang. Pamiętasz, oglądaliśmy o nich
program… Hells Angels się nazywają czy jakoś tak…
Ja: To oni byli w Polsce???
T: Przecież sama mówisz, że ich widziałaś.
Ja: ...
A więc tak, widziałam gang. Czyli historia którą sobie
zmyśliłam okazała się prawdziwa. Byłam po drugiej stronie ulicy, gdy jeden z
najniebezpieczniejszych gangów na świecie, zatrzymał się na zakupy pod moją
pracą. Robiłam im zdjęcia z daleka, bo przecież nie mogłam opuścić stanowiska.
Miałam szansę do nich podejść i być „w gangu” chociaż przez chwilę, ale jestem
durna i nie skorzystałam z okazji. Ave ja.
A tu znajdziecie tych, o których piszę:
Skąd wiem, że to na pewno oni? Ponieważ wszystkim dookoła podjarana opowiadałam, że widziałam amerykański sławny gang, który ma kilkadziesiąt lat, gdy jeden ze słuchaczy potwierdził moje słowa. On tego dnia wpadł na nich w sklepie, mówili po angielsku, wsiedli na swoje motocykle.
Przypadek? Nie sądzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz