sobota, 18 czerwca 2016

Słomiany zapał - jak sobie z nim poradzić?

Jestem typową osobą, która ma słomiany zapał od zawsze i obawiam się, że na zawsze. Wiele różnych pomysłów przewija się przez moją głowę, większość z nich zaczynam realizować, a już po paru godzinach lub do następnego razu porzucam nowe zajęcie, bo mi się zwyczajnie nie chce. Obiecuje sobie, że to nie koniec, ale nie będę się przecież oszukiwać. Fakty mówią same za siebie słomiany zapał zostanie moim przyjacielem. Powalczyłam z nim i nic, ale nie jest mi przykro z tego powodu.

Dlaczego założyłam bloga? Żeby postarać się zrobić coś z tą sytuacją, w której mój zapał gaśnie niczym zapałka, dosłownie w takim samym czasie. Może jak wyrobie sobie nawyk pisania, z innymi rzeczami pójdzie mi dużo łatwiej.

Dzięki tej "słomce zapalnej" uświadomiłam sobie, że w życiu robiłam wiele rzeczy.
Grałam kiedyś w unihokeja, tylko kilka zajęć, ogólnie podobało mi się bardzo, wypluwałam płuca na podłogę po pierwszych 10 minutach, nie wiem dlaczego przestałam, teraz już jestem "za duża" żeby zaczynać od nowa.
Biegałam, a raczej zaczynałam biegać już kilkanaście jak nie kilkadziesiąt razy, ciągle do tego wracam, więc może jeszcze nie jest dla mnie za późno, aby wyrobić sobie nawyk.
W pewnym momencie wyciągnęłam blok i pastele, po dwóch obrazkach przypomniało mi się, że moje zdolności plastyczne zatrzymały się w zerówce, cóż... malarstwo jednogłośnie nie jest dla mnie.
Po usłyszeniu pięknego głosu chórzystki na jakimś ślubie postanowiłam zacząć śpiewać! Do tej pory śpiewam, jak się zapomnę i nikogo nie ma pobliżu. Marna ze mnie śpiewaczka, ale do zawodowstwa nie doszłam przez mój zapał, tak mi wygodnie się tłumaczyć w tym wypadku na odwrót. Nie to, że głos słaby, zapał do de.
Grałam na pianinie cały rok, na gitarze znam 4 chwyty, których nazw nie zapamiętałam, ale liczy się fakt prawda? Na skrzypcach próbowałam z 5 razy, nawet akordeon znalazł się w moich rękach.
Jeździłam konno całe trzy razy, teraz czekam na odpowiedni moment by zacząć od nowa, tylko stadniny w pobliżu mi brak.
Ha! Nawet robiłam serwetkę na szydełku, szkoda tylko, że do dokończenia zabrakło mi ostatnich trzech rządków...

Mogła bym tak wymieniać jeszcze długo długo i zapewne nie ja jedna mam tyle doświadczeń. Co zrobić żeby jednak nie rezygnować ze wszystkiego? Wyrobić sobie ten durny nawet i postawić konkretny cel.
Jest coś z czego nigdy nie rezygnuje, a mianowicie są to ćwiczenia. Nie chce mi się strasznie, wolałabym pograć w piłkę siatkową (nie mam gdzie i z kim), ale ćwiczę w domu przy filmikach. Nie przepadam za tym, ale uwierz mi, jak nie zrobię treningu czegoś mi brakuje.
Wychodzę codziennie z domu, chociażby do sklepu po dwie marchewki. Normalna sprawa? Nie sądzę. W czasie wakacji studenckich potrafiłam przez tydzień nie opuścić swojego podwórka. Siadałam z książką gdzieś na ławce obok domu i tak nie ruszałam się dalej niż do lodówki.
Dbam o włosy. Jestem półkrwi włosomaniaczką i zawsze staram się zrobić coś z włosami, nawet jak nie mam czasu, 5 minut to podstawa, żeby wmasować maseczkę w moje kłaczki.

Aby słomiany zapał nie zwojował życia, trzeba wyrobić sobie nawyki. Najlepiej nie wszystko na raz tylko po kolei. Dobrze by było wybrać coś co się lubi, lub coś co ma głębszy dla nas głębszy sens. Dla mnie sensem jest zdrowe odżywianie, ładne włosy i jędrne ciało.

Jak postanowię, że talent muzyczny to balsam na moje uszy, wtedy może wyrobię sobie nawyki w tym kierunku :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz